Monthly Archives: Czerwiec 2012

Koniec weekendu

Może dla mnie to nie ma zbytniej różnicy między weekendem a tygodniem, ale… w kalendarzu ewidentnie widać, że koniec weekendu mamy i że jutro nowy tydzień, czyli poniedziałek i ci, którzy mają pracę i nie są na urlopie, czy na L4 muszą się psychicznie nastawić na poranną pobudkę. No, chyba że mają drugą, czy trzecią zmianę… co nie zmienia faktu, że miłościwie nam panujący, ostatni w pełni czerwcowy weekend dobiegł końca.

Zaniedbałam blogi, porzuciłam gry na rzecz tkania cieniuteńkich pasków do podwiązek. Tak, sprzączki wreszcie doszły i mogłam się zająć realizacją prośby M. o podwiązki. Trzy rodzaje paseczków już utkałam. Dwie pary pasków są przygotowane do osadzenia sprzączek i końcówek. Dziś nie dałam rady zrobić ostatniej pary. Dłonie rozbolały mnie od stałego przepychania nici między mocno zbitą osnowę, a palce ledwo zipią od wyciągania igieł zakleszczonych w wełnie. Jutro powinnam już to skończyć, chociaż ciężko orzec, czy dam radę, bowiem spodziewam się gościa. Przyjeżdża do nas kolega, którego poznaliśmy dzięki internetowi i grze MMORPG (w linkach „ważne stronki” jest wymieniona – kto chce, niech klika na Destination of Heroes), a potem zaczęliśmy nawiązywać kontakty poza światem wirtualnym.

Draśka zaczęła się pastwić nad Filonkiem. Widocznie Frytek już nie jest taki zabawny do ganiania, jakim był z początku. Jeśli nadal będzie zamęczać bezpiórego nieszczęśnika i zrzucać go skąd popadnie, to ją będę musiała odłowić do osobnej klatki. Bo Filonek bez jej asysty rzadko kiedy spotykał się z ziemią i świetnie sobie radzi w wolierce, jak na zupełnego nielota.

Ostatnio mam sny. Popieprzone, jak stado małp na odrzutowcu, ale są. Niestety, jak to z nimi zwykle bywało, nie są lekkie i przyjemne. No ale… na razie nie umiem nad nimi panować… może kiedyś, w bliższej, czy dalszej przyszłości je opanuję i poskromię?

W piątek szykuje się wyjazd na turniej, ale nie wiem, czy dojdzie do skutku. Mam nadzieję, że tym razem żaden Prezio, czy inny parszywy zbieg okoliczności nie pokrzyżuje nam planów i będziemy się mogli rozerwać w miłej okolicy z przyjemnymi ludźmi. W końcu. Może się uda jakąś nagrodę zgarnąć? Chociaż w to mało wierzę, bo niewiele w tym roku ćwiczyliśmy łucznictwo. Nie ma gdzie, niestety. A postrzelałabym sobie z mojego małego łuczku. Tęskno mi za tą formą aktywności… ale, co zrobić…?

Nic, jutro trzeba trochę ogarnąć mieszkanie, dokończyć podwiązki i poczekać na gościa… a teraz chyba pójdę spać…

Dodaj komentarz

Filed under hobbystycznie, papużki, prace ręczne, turnieje, życie