Monthly Archives: Grudzień 2013

Zaskakujący jest każdy dzień

Hera zaskakuje nas codziennie. Ona nie jest normalnym psem, bo z normalnymi zawsze trzeba się było użerać, żeby je do czegokolwiek zmusić. Z nią – nie trzeba. W ogóle.

Ostatnio zostawiliśmy ją samą i poszliśmy do sklepów po najpotrzebniejsze sprawunki, czyli chleb z piekarni, chrupki dla motka z zoologa i parę kłębków „wełny” do tkania. Obawiałam się, że będzie pisk, wycie, drapanie w drzwi, a tu – nic. Cisza, spokój. Nawet, kiedy otwierałam drzwi, nie było piszczenia, szczekania i skakania z radości. Tylko grzeczne, dystyngowane powitanie wachlującym, wzniesionym wysoko ogonem i lekko stulonymi uszami. Normalnie psia dama nam się trafiła! Drugie go dnia – to samo. Grzecznie i w ciszy poczekała aż wrócimy i w ciszy nas przywitała. Złoto, nie pies 😉

Wczoraj zaryzykowałam i po raz pierwszy spuściłam ją ze smyczy w lesie. Nie byłyśmy same, bo towarzyszyła nam znajoma rodzina z pięknym, białym labradorem o imieniu Adar. Adar jest psem ułożonym i wraca na komendę, więc liczyłam, że jeśli on przyjdzie do opiekunów, to Hera podąży za nim, choćby tylko miała na myśli zabawę  w ganianego. Okazało się, że to ona szybciej wracała do mnie, niż Adar do swoich! Zaskoczyła mnie pozytywnie i to bardzo. A duszę miałam cały czas na ramieniu, bo w sumie jeszcze jej nie znam do końca i nie wiem tak w 100%, czego się mogę po niej spodziewać.

Dziś Hera nie spotkała Adara, ale za to chwilę pobawiła się z jamniczkiem, a ja porozmawiałam z panią z nim spacerującą. Kiedy się rozstaliśmy, bo każdy szedł w pewnym momencie w inną stronę na rozstajach, nie zapinałam jeszcze smyczy, żeby Hera miała trochę chwil swobody. A że trzymała się blisko, nie widziałam zbytniej potrzeby, by ją wiązać i ograniczać. I nagle na ścieżce przed nami pojawił się obcy pies! Hera oczywiście puściła się do niego cwałem, ale na moje wołanie zatrzymała się w miejscu i po chwili przyszła do mnie, zostawiając psa daleko w tyle. Nawet się na niego nie obejrzała.

Jeśli chodzi o sprawy zdrowotne, to nic już jej poważnego nie dolega. Rana pooperacyjna zagoiła się idealnie – ledwo ją widać, a to przecież nie tak duży czas po zabiegu. Wyniki badań krwi systematycznie się polepszają, waga rośnie, bo Hera już nie marudzi nad miską, tylko wylizuje ją do czysta. Ostatnio (we wtorek) ważyła już 18,6 kg, co w porównaniu z jej 16,3 kg, kiedy się pochorowała i zaczęła wymiotować jest niesamowicie dobrym wynikiem. Wetka stwierdziła, że dla Hery, to najlepsza waga. Więcej tyć nie musi. Włos zaczyna się pięknie błyszczeć, bo staramy się ją czesać codziennie, żeby wyciągnąć starą, martwą sierść. No i zaczęła faktycznie wyglądać, jak czarny podpalany pies, a nie szaro-bury kundel.

Tak, jak patrzyliśmy po różnych rasach, to Hera jest najprędzej mieszańcem wilczaka czeskiego z huskym. Po wilczaku ma wygląd i zachowanie, a po huskym oczy i charakter. I ogon. W sumie, to nam się marzył wilczak, tylko  przerażał nas okrutnie trudny charakter tej rasy. A tu się nam taka mieszanka trafiła!

Marzy mi się ją wytrenować do agility i do ciągnięcia wózka/hulajnogi, w jakie zaprzęgają husky i malamuty przy wyścigach. Co prawda nie bardzo bym ją chciała do wyścigów puszczać, ale przystosowanie do ciągania czegoś za sobą da większe możliwości wylatania jej i zmęczenia. Będzie też bezpieczniejsze dla nas, bo nie wywróci wózka tak łatwo, jak mogłaby zrobić to z rowerem. A potem spróbujemy ją wytrenować do agility, bo skoki ma piękne: wysokie, lekkie. Przeszkody bierze bez wysiłku. Może się odbić z miejsca i wyskoczyć mocno ponad metr w górę. Tylko na to będę musiała trochę nazbierać pieniędzy, co w obecnej sytuacji będzie trwało i trwało… może i dobrze?

Wybaczcie, że nie dodaję jej zdjęć, ale na spacery nie zabieram ani aparatu, ani telefonu komórkowego. Jeśli spotkam miłych panów, którzy będą mocno zainteresowani zawartością moich kieszeni, to stracić mogę tylko psią szczotkę, porcję smakołyków i woreczek na gówienka 😉

4 Komentarze

Filed under pieseł